OpenSUSE 12.2 – wszystko na start
Dzień przed przedwczoraj ukazała się zapowiadana wersja 12.2 systemu openSUSE. Po dość długiej historii wersji rozwojowych, anulowaniu jednego z Milestone’ów, problemach z kompilatorem developerzy wypuścili finalny produkt.
Historia z kompilatorem jest dość ciekawa. W okolicy przełomu M3 i Bety wyszła nowa wersja GCC – 4.7. Wszystkie pakiety oczywiście zostały skompilowane najnowszą wersją. Ale w przypadku niektórych, w tym krytycznego libzypp – backendu zyppera (menedżera pakietów) dla całego systemu w tym niestety YaST’a, czy innych postanowiono pójść na łatwiznę – po prostu skompilowano je poprzednią wersją GCC. Efekt łatwy do przewidzenia, zważywszy, że to C – segmentation fault przy byle powodzie, a w przypadku YaST’owego instalatora pakietów zawsze.
Po ściągnięciu i wypaleniu oraz sprawdzeniu dwa razy sumy kontrolnej przystąpiłem do instalacji. MD5 musiałem sprawdzić, gdyż przy testowaniu wersji M2-B2 nad moimi nośnikami ciążyło fatum i albo źle się pobierało (co do tej pory nigdy mi się nie zdarzało), albo nośnik okazywał się uszkodzony/źle wypalony. Ale OK – w yastowym aktualizatorze nic się nie zmieniło poza kolorkami i pełną obsługą dwóch monitorów w czasie instalacji, co prawda tylko klonowanie, lecz poprawnie zadział nigdy nie działający bez sterowników HDMI (jedna z pierwszych grafik hybrydowych daje się we znaki) i rozdzielczością “master” stała się większa 1920x1080.
Jak zawsze zostawiłem tak długi proces sam sobie i poszedłem na zakupy.
Po przyjściu z powrotem nie oczekiwałem, że wszystko pójdzie OK. Nie działał w ogóle init piąty. Trochę eksperymentów i wróciłem (na razie z GRUBa) do mojego ulubionego programu inicjującego z System V. Jakoś systemd mnie nie przekonuje – głównie tym, że sporo problemów rozwiązuję wyłączając go. I jakoś nie jestem zainteresowany faktem, że “systemd replaces SysV” (~openSUSE wiki), skoro i tak na każdym forum są porady jak pozbyć się systemd. Ciekawy artykuł znajdziemy w LinuxMagazine (PL, jest także jako Community Edition) nr 2/2012 (96) na stronach 56-60.
Aby rozruszać kernela z init’em należy w suse’owskim grubie wybrać F5, a następnie wybrać opcję z menu, lub (na każdej dystrybucji) dopisać do parametrów jądra: init=/bin/systemd
.
Permanentnie możemy to uzyskać poprzez deznstalację pakietu systemd-sysvinit
Kolejną rzeczą była instalacja sterowników nvidii. Generalnie pracuje jak zawsze zasada, że albo sterowniki są w systemie, albo należy użyć one-click instalatorów na wiki systemu, albo wariant hardway jest dla nas. Jeśli mamy laptopa to raczej trzeba będzie przestawić BIOS do maksymalnie kompatybilnych ustawień – w tym tych dot. SATA. Własnościowe sterowniki bardzo dobrze działają również z 12.2, lecz możliwe, że będziemy potrzebować najnowsze wersji. Jeśli nie startuje nam X to posiadając już jakąkolwiek wersję instalki możemy wywołać ją z parametrem -update, która dociągnie odpowiedni plik. Wersja 304 beta powinna działać. Ale nie od razu moduł kernela skopilowano… Wpierw należy dokonać:
cd /usr/src/linux
make cloneconfig
make prepare
cd /lib/modules/`uname -r`/source/arch/x86/include/
cp -v generated/asm/unistd*.h ./asm/
Oczywiście o tym, że pakiet kernel-source
musi być zainstalowany nie warto nawet pisać 😉
To już prawie wszystko. Jeśli działa to OK, a jak nie - wówczas należy dodać do opcji jądra nomodeset. Co mnie bardzo zaskoczyło – czcionka na tty, która do tej pory dopasywała się do rozdzielczości bodaj 800x600, co nijak nie licowało z realną rozdzelczością, czy zdroworozsądkowym wyglądem, a wręcz osmieszała: w tym momencie pracuje normalnie – ciężko powiedzieć, czy to zasługa sterowników, czy poprawienia się dystrybucji, ale ważne, że pracuje “normalnie”, czyli 1366x768.
Vmware. Dziewiąta wersja działa bez pytań o nic, podczas gdy ósma przy rekompilacji (instalacja dla 12.1 i świeżo zaktualizowanym 12.2) utknęła. Jest to ogólnie zaskakujące, gdyż VMware z suse jakoś nie współpracował za dobrze. Plus dla nich.
Hibernacja przebiega dużo sprawniej niż w poprzedniku, zresztą jak samo uruchamianie. Sam system nawet po dwóch dniach pracy zdaje się być stabilniejszy (po wyczerpującym teście jakim jest nie zgłoszenie kernel panic przez komputer na moim biurku).
Z softu zaktualizowano LibreOffice do 3.5, GIMPa do 2.8, Firefoxa do generalnie najnowszej wersji (12), KDE 4.8, Gnome 3.4, XFCE 4.10. Kernel to 3.4 a więc sporo funkcji, w tym poprawiony log systemowy. Xorg 1.12 wprowadza natywny multitouch co ucieszy użytkowników netbooków z ekranami dotykowymi i dość specjalistycznych tabletów. Testerów dziwnych rzeczy zainteresuje ekstremalnie poprawiona obsługa Btrfs - systemu plików, który zrewolucjonizuje przechowywanie poprzez ideę “kopiuj przy zapisie”, system migawek, sum kontrolnych, kompresji w locie nie obciążającej CPU, czy dynamiczne i-węzły. Ale to przyszłość, gdyż wymaga on jeszcze trochę pracy.
Podsumowywując: zawsze miałem masę argumentów za migracją z ubuntu do openSUSE lub w ogóle zaczęciem przygody z system spod znaku Pingwina od “kameleona”. Dziś 12.2 do nich dołączył poprzez **stabilność, szybkość i rozwiązanie małych bolączek systemu i “ale” ubunciarzy.