Skip to main content
  1. Posts/
  2. blog.dsinf.net/

OpenSUSE 12.2 – wszystko na start

·738 words·4 mins
blog.dsinf.net linux suse
Daniel Skowroński
Author
Daniel Skowroński

Dzień przed przedwczoraj ukazała się zapowiadana wersja 12.2 systemu openSUSE. Po dość długiej historii wersji rozwojowych, anulowaniu jednego z Milestone’ów, problemach z kompilatorem developerzy wypuścili finalny produkt.

Historia z kompilatorem jest dość ciekawa. W okolicy przełomu M3 i Bety wyszła nowa wersja GCC – 4.7. Wszystkie pakiety oczywiście zostały skompilowane najnowszą wersją. Ale w przypadku niektórych, w tym krytycznego libzypp – backendu zyppera (menedżera pakietów) dla całego systemu w tym niestety YaST’a, czy innych postanowiono pójść na łatwiznę – po prostu skompilowano je poprzednią wersją GCC. Efekt łatwy do przewidzenia, zważywszy, że to C – segmentation fault przy byle powodzie, a w przypadku YaST’owego instalatora pakietów zawsze.

Po ściągnięciu i wypaleniu oraz sprawdzeniu dwa razy sumy kontrolnej przystąpiłem do instalacji. MD5 musiałem sprawdzić, gdyż przy testowaniu wersji M2-B2 nad moimi nośnikami ciążyło fatum i albo źle się pobierało (co do tej pory nigdy mi się nie zdarzało), albo nośnik okazywał się uszkodzony/źle wypalony. Ale OK – w yastowym aktualizatorze nic się nie zmieniło poza kolorkami i pełną obsługą dwóch monitorów w czasie instalacji, co prawda tylko klonowanie, lecz poprawnie zadział nigdy nie działający bez sterowników HDMI (jedna z pierwszych grafik hybrydowych daje się we znaki) i rozdzielczością “master” stała się większa 1920x1080.

Jak zawsze zostawiłem tak długi proces sam sobie i poszedłem na zakupy.

Po przyjściu z powrotem nie oczekiwałem, że wszystko pójdzie OK. Nie działał w ogóle init piąty. Trochę eksperymentów i wróciłem (na razie z GRUBa) do mojego ulubionego programu inicjującego z System V. Jakoś systemd mnie nie przekonuje – głównie tym, że sporo problemów rozwiązuję wyłączając go. I jakoś nie jestem zainteresowany faktem, że “systemd replaces SysV” (~openSUSE wiki), skoro i tak na każdym forum są porady jak pozbyć się systemd. Ciekawy artykuł znajdziemy w LinuxMagazine (PL, jest także jako Community Edition) nr 2/2012 (96) na stronach 56-60.
Aby rozruszać kernela z init’em należy w suse’owskim grubie wybrać F5, a następnie wybrać opcję z menu, lub (na każdej dystrybucji) dopisać do parametrów jądra: init=/bin/systemd.

Permanentnie możemy to uzyskać poprzez deznstalację pakietu systemd-sysvinit

Kolejną rzeczą była instalacja sterowników nvidii. Generalnie pracuje jak zawsze zasada, że albo sterowniki są w systemie, albo należy użyć one-click instalatorów na wiki systemu, albo wariant hardway jest dla nas. Jeśli mamy laptopa to raczej trzeba będzie przestawić BIOS do maksymalnie kompatybilnych ustawień – w tym tych dot. SATA. Własnościowe sterowniki bardzo dobrze działają również z 12.2, lecz możliwe, że będziemy potrzebować najnowsze wersji. Jeśli nie startuje nam X to posiadając już jakąkolwiek wersję instalki możemy wywołać ją z parametrem -update, która dociągnie odpowiedni plik. Wersja 304 beta powinna działać. Ale nie od razu moduł kernela skopilowano… Wpierw należy dokonać:

cd /usr/src/linux
make cloneconfig
make prepare
cd /lib/modules/`uname -r`/source/arch/x86/include/
cp -v generated/asm/unistd*.h ./asm/

Oczywiście o tym, że pakiet kernel-source musi być zainstalowany nie warto nawet pisać 😉
To już prawie wszystko. Jeśli działa to OK, a jak nie - wówczas należy dodać do opcji jądra nomodeset. Co mnie bardzo zaskoczyło – czcionka na tty, która do tej pory dopasywała się do rozdzielczości bodaj 800x600, co nijak nie licowało z realną rozdzelczością, czy zdroworozsądkowym wyglądem, a wręcz osmieszała: w tym momencie pracuje normalnie – ciężko powiedzieć, czy to zasługa sterowników, czy poprawienia się dystrybucji, ale ważne, że pracuje “normalnie”, czyli 1366x768.

Vmware. Dziewiąta wersja działa bez pytań o nic, podczas gdy ósma przy rekompilacji (instalacja dla 12.1 i świeżo zaktualizowanym 12.2) utknęła. Jest to ogólnie zaskakujące, gdyż VMware z suse jakoś nie współpracował za dobrze. Plus dla nich.

Hibernacja przebiega dużo sprawniej niż w poprzedniku, zresztą jak samo uruchamianie. Sam system nawet po dwóch dniach pracy zdaje się być stabilniejszy (po wyczerpującym teście jakim jest nie zgłoszenie kernel panic przez komputer na moim biurku).

Z softu zaktualizowano LibreOffice do 3.5, GIMPa do 2.8, Firefoxa do generalnie najnowszej wersji (12), KDE 4.8, Gnome 3.4, XFCE 4.10. Kernel to 3.4 a więc sporo funkcji, w tym poprawiony log systemowy. Xorg 1.12 wprowadza natywny multitouch co ucieszy użytkowników netbooków z ekranami dotykowymi i dość specjalistycznych tabletów. Testerów dziwnych rzeczy zainteresuje ekstremalnie poprawiona obsługa Btrfs - systemu plików, który zrewolucjonizuje przechowywanie poprzez ideę “kopiuj przy zapisie”, system migawek, sum kontrolnych, kompresji w locie nie obciążającej CPU, czy dynamiczne i-węzły. Ale to przyszłość, gdyż wymaga on jeszcze trochę pracy.

Podsumowywując: zawsze miałem masę argumentów za migracją z ubuntu do openSUSE lub w ogóle zaczęciem przygody z system spod znaku Pingwina od “kameleona”. Dziś 12.2 do nich dołączył poprzez **stabilność, szybkość i rozwiązanie małych bolączek systemu i “ale” ubunciarzy.